Archive for 2013
Za to mam talent do głupawych rysuneczków. Dlatego na dzisiejszym seminarium w Kole Naukowym zaprezentowałam m.in. zastosowania półprzewodników opartych na arsenku galu (bo o czym innym miałabym mówić, jak nie o galu?).
Mam tylko nadzieję, że nie zanudziłam ludzi na śmierć swoim gadaniem o zajebistości polimeryzacji koordynacyjnej :P
Nie umiem mówić do ludzi...
Wodorek potasu to fajny odczynnik. Trzeba obchodzić się z nim delikatnie, bo wywołuje poparzenia, i trzymać go z dala od wody. Czemu?
Dawno, dawno temu pewna reakcja wymagała użycia wodorku potasu. A była to reakcja z bardzo kapryśnym substratem, który tak mocno nie chciał się rozpuścić w toluenie, że zbrylał się i utrudniał życie Studętce i Szefuńciowi. Po reakcji trzeba było pozbyć się pozostałości po wodorku potasu.
To był bez wątpienia szok, gdy nagle cały zlew stanął w płomieniach. Najwyraźniej z powodu tego, że substrat tak bardzo bronił się przed rozpuszczalnikiem, że wodorek zaokludował w nim i dlatego wydawało się, że zagrożenie zostało zneutralizowane. W kontakcie z wodą substrat się rozwalił i rozpuścił, uwalniając wodorek i powodując pożar. Trzeba było poczekać, aż się wypali cały rozpuszczalnik. Toluen się ładnie kopci.
Na domiar złego, chłopaki składowali w zlewie brudne szkło, więc wszystko płonęło jeszcze ładniej. Strach pomyśleć, co by było, gdyby w tych kolbach było coś większego :P
Jakby tego było mało, okazało się, że w labie w PIWNICY nie ma GAŚNICY.
A sama Studętka była w lekkim szoku.
Kiedyś myślałam, że nasze motto to "Lab Piwnica - wszystko dla reakcji". Teraz jestem skłonna stwierdzić, że "Lab Piwnica - BHP lvl over 9000" albo "LP - żyjemy na krawędzi" brzmi lepiej.
Komuś też się coś zapaliło w labie, czy to tylko ja mam takiego pecha?
płomienny post
Widocznie trzeba będzie poczekać co najmniej na mgr.
Piątek 13-go okazał się być bardzo zabawnym. Obrona się przesunęła o godzinę, bo recenzent nie mógł się zjawić na czas, a w międzyczasie przewodnicząca komisji musiała się pojawić na innym egzaminie. Taki mały peszek, ale nieszkodliwy.
Studętka próbowała się skupić na tym, żeby nawiązywać do pracy. Tak bardzo, że na zwykłe pytanie recenzenta o teorie kwasów i zasad (bo przewodnicząca podebrała mu pytanie i musiał wymyślić coś na poczekaniu), wypowiedziała się bardzo obszernie.
Wszystko skończyło się dobrze, Szefuńcio wyglądał na zadowolonego, dr B. też. Studętka odetchnęła z ulgą - pokonała klątwę piątku 13-go!
Nic, tylko stawiać wielkie "LIC." przed nazwiskiem. A może i nie...
PS. Dawno, dawno temu, gdy Studętka robiła praktyki, kierowniczka zwykła mawiać - "lic."... Stawiać "lic." przed nazwiskiem? To chyba "liceum"...
Jestę licencjatę.
Studętka ma pecha do piątków 13-go. Nie lubi tego dnia, najlepiej by nie wstawała z łóżka. Czarne koty czy przechodzenie pod drabiną to nic w porównaniu z piątkiem 13-go.
Stąd pewnie reakcja o zmianie terminu obrony.
Osobiście uważam tę sytuację za zabawną, bo najlepsze są reakcje ludzi, którym mówię o zmianie. Mój tata na ten przykład stwierdził, że żartuję i zaczął się śmiać.
Bo jakiś tytuł trzeba mieć! D:
PS.
Jak podoba się Piwnica po remoncie? ;)
piątek 13-go
ZDECYDOWANIE NIE DLA OBROŃCÓW PRAW ZWIERZĄT, SZCZEGÓLNIE RYBEK.
Moja pierwsza ever rozmowa o pracę będzie mi się kojarzyła ze Smokiem, Hipoposiem i rybkami w benzenie :D
Pierwsze pytanie i nie wiedziałam o co kaman do momentu, gdy okazało się, że za rybką coś się kryje. A już myślałam, że pytanie będzie o rozdzielenie tej mieszaniny. Potem pojawiła się rybka. TA RYBKA-KOMANDOS.
Ogólnie było baaaardzo sympatycznie, a poszło mi dobrze (przynajmniej tak myślę).
Rozmowa o pracę :P
Jakiś czas temu zostałam zapytana, czy jak się wyprowadzimy do CeNTu, to czy nie zmienię nazwy bloga, bo przecież nie będziemy już w piwnicy (tylko w przeszklonych laboratoriach z oknami na południe). Pozwólcie, że teraz wspomogę się maskotką bloga, Panem Hipciem:
Nie mogę się doczekać, będę miała własny wyciąg, spełnienie marzeń <3
Na razie mam wakacje, za to w sierpniu wracam do labu, więc wtedy pewnie będę miała o czym rysować, na razie tylko jeżeli mi się coś przypomni, to będzie update. Miłych wakacji!
Kwestia nazwy
Słodkie, nie? ;)
Nie wiem, czemu odcięli nam internet i telefon, ale wiem jedno - bez internetu nasz lab działa nieco inaczej. Jak już napisałam, Szefuńcio (który jeszcze musi mnie pilnować, bo jeszcze coś podpalę przez moje studęckie niedoświadczenie) gdy ja pracuję, patrzy na mnie od czasu do czasu, ale jak nie ma co robić, siada do komputera i przegrzebuje internet.
Problem w tym, że jak internetu nie ma, Szefuńcio nie ma co robić. Jedynym zajęciem pomiędzy pomaganiem mi w czymś jest gra w sapera. Sama nie umiem w to grać, więc podziwiam.
Ostatnio odkryliśmy inną grę na naszym labowym komputerze - Barbie Seahorse Adventures. Jesteś skaczącym konikiem morskim, strzelasz do nieprzyjaciół z bąbelka, po zabiciu stają się bąbelkiem, na który możesz wejść i polecieć do góry. I jesz marchewki, banany i inny dobry stuff.
Internecie, wróć!
Tymczasem wracam do biadolenia, że nie mam weny do pisania licencjatu. Ciao!
Beznecie
Połamałam dzisiaj niechcący rurkę do NMR, całe szczęście nie poharatałam sobie łap (bo bym umiała), ale jak zwykle musiałam sobie coś wbić w paluch (i tym razem było to szkło, normalnie kłuję się strzykawkami - taki sport). Teraz już została nam tylko jedna rurka z gwintem i nie będę się jej tykać, tak dla pewności.
Miałam przyjść do labu pomóc z wielką ilością próbek na NMR. Tak pomogłam, że ho ho!
tragiczna śmierć rurki
Grunt to mieć ubaw, nawet jak coś nie idzie.
Filterki zapychały się jak głupie i strzykawki odmawiały posłuszeństwa, ja nie mam siły w łapie i potrzebowałam pomocy od Szefuńcia. Na szczęście w takich chwilach okazuje się, że większość ludzi kojarzy CeZika i forfitera.
Życzę Wam, żebyście nie musieli marnować ostatnich filterków do filtrowania formililitera, który okazuje się nie być żądanym produktem. Bywa.
for mililiter
Ze wszystkich wydarzeń okołochemicznych, na jakie każdy studęt-bez-tytułu może sobie pozwolić, Ogólnopolskie Szkoły Chemii to niewątpliwie perełka. Rządzi się swoimi poplątanymi prawami, co umożliwia występowanie takich śmiesznych i serdecznych sytuacji jak ta tutaj, powstawanie legendarnych toposów niemal na każdej z edycji i uprawianie dresiarstwa intelektualnego przy śniadaniu na kacu.
III miejsce w kategorii poster z badań własnych. Nie jestem wymiataczem, więc nie powiem "meh, znowu", tylko się pochwalę na Lab Piwnicy, a co! :P
A tak na marginesie.
Papier to podstawa.
Po XXXVIII OSChem
Tak się czuję, gdy otrzymuję ciało krystaliczne (a tym bardziej, gdy udają się piękne kryształy na rentgena). Emocje porównywalne do gola dla Polski w meczu Polska:ktokolwiek.
Dzisiejsza reakcja zapowiada się dobrze, siedzi przez noc grzecznie w zamrażalniku i czeka aż wartościowy związek oddzieli się od syfów. Strzeżcie się syfów! o____o
szczyt szczęścia
Po dłuższym weekendzie, jaki sobie zrobiłam, kolejna rzecz chodząca mi po głowie.
Trochę podkoloryzowana sytuacja, która mnie natchnęła do urzeczywistnienia mojej post-apokaliptycznej wizji Labu Piwnicy walczącego o aceton życie po zrównaniu budynku Radiochemii z ziemią.
Serio, nie cała radio pójdzie na złom :D
W następnym odcinku: jak walczy się o aceton życie w Lab Piwnicy po radio-apokalipsie (rany, jak to brzmi XD).
Post-weekendowo post-apokaliptyczny post
Witam na Lab Piwnicy, blogu o laborzeniu, studiowaniu, wąchaniu rozpuszczalników i odczynników, trudach pracy naukowej, przeżyciu w męskim laboratorium, wszystko to widziane oczami Studętki-bez-żadnego-tytułu.
...jeszcze bez!
Większość sytuacji przedstawionych tutaj wydarzyła się naprawdę (zgrozo!).