Posted by : Anilina 16.12.2017


Czołem kochani!


Tak, na tym blogu już jako studentka poruszałam tematy związane z pisaniem, głównie abstraktów na konferencje, które bardzo mądra i rozważna Studętka zwykła pisać na ostatnią chwilę. Tym razem skoczyliśmy o level wyżej, dlatego też o level wyżej wskakuje pisanie. 
Pod koniec roku zawsze jest najwięcej roboty, niezależnie od fachu - a to trzeba sporządzać raporty roczne, ogarniać budżety i takie tam. Już od początku roku my wiedzieliśmy, że rok 2017 będzie obfitował w pisarskie wyzwania, akurat pod sam koniec. Co zrobiłam ja, wiedząc o tym? 

No, nie powiem, że znowu zostawiłam na ostatnią chwilę. Nie, nie. Mając na uwadze mroczne widmo przyszłego semestru i tracenie czasu na laby ze studentami, zaszyłam się w labie i tłukłam jak najwięcej wyników się da, odkładając niestety (dla mnie stety) pisaninę na grudzień. A że deadline jest do KOŃCA grudnia, z pełną satysfakcją mogę powiedzieć, że nie zostawiłam tego na ostatnią chwilę. Co za poprawa, brawa dla tej pani!

Najlepiej miał jednak Szefuńcio, który częściowo z braku innego wyjścia, musiał napisać wniosek o grant i go złożyć do końca tego tygodnia. Tak licząc bardzo pobieżnie, musiał ogarnąć wieeeelki wniosek (plus streszczenia takie, śmakie i owakie po polsku i angielsku) w jakieś... 2 tygodnie? Może 2.5...
Przez ten czas cały czas miał wątpliwości co do paru rzeczy, o czym nie omieszkał dyskutować z całą 4-osobową jeszcze grupą i ze wszystkimi z osobna przy każdej możliwej okazji.




Oj, Szefo namęczył się niesamowicie z tym wnioskiem. Sam pewnego razu powiedział "jak skończę, to Ci wyślę tego potworka, to sobie przeczytasz". Tamtego dnia wyobraziłam sobie Szefuńcia siedzącego tak:







Oczywiście uwzględniając ~le wszechwieczny stos papierów na szefowskim biurku :D


Teraz ja byłam w takim stanie, jak nie gorszym, pisząc część publikacji, do tego nie ze swoich wyników. Umówiliśmy się, że to będzie dla mnie trening w pisaniu publikacji, bo będę musiała w końcu napisać swoją i z jej pomocą rozliczyć moje Preludium. Poza tym chodziło o chociaż niewielkie odciążenie Szefa w najgorszym czasie.

A jako, że ja nie umiem się skupić mając laboratorium w promieniu kilometra, zdecydowałam się pisać w domu. BORZE CIEMNY JAK JA NIE UMIEM PISAĆ. Była szefowa miała rację, nie jestem wystarczająco "concise" (od tamtego czasu jestem uczulona na to słowo). I tak jeden głupi akapit byłam w stanie pisać 2 dni, bo za każdym razem "coś poprawię, tu za dużo (i ciach 3/4 tekstu), tu za mało, za mało precyzyjnie, za mało ładnych przejść...". 


Orłem nigdy z polaka nie byłam, ale też nie myślałam, że jest aż tak źle. 
No nic, poprawki od Szefuńcia są, ja w weekend poprawiam co mogę i powinno pójść jeszcze przed Świętami.

Ech.



Jakoś nie mogę się ostatnio zdecydować, jak często w tygodniu i w które dni będę pisała posty. Uznałam, że doza zorganizowania pomoże mi bardziej niż zaszkodzi, ale dalej nie mogę wpaść na nic konkretnego (zważywszy na to, że pal licho ten semestr, ale od przyszłego semestru będę musiała jeszcze chodzić na zajęcia i prowadzić zajęcia, więc nie do końca chcę w tym momencie się deklarować). Na razie uznaję, że piątek jest idealnym dniem, żeby usiąść sobie po pracy i nabazgrać coś, co mnie natchnęło w mijający tydzień.



zostaw komentarz!

subskrybuj posty | subskrybuj komentarze

OBSERWUJĄ HIPCIA

- Copyright © LAB PIWNICA - Blogger Templates - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -