Archive for września 2019
Witajcie Kochani!
Stawianie na nowo labu to zadanie zarówno ekscytujące, jak i wymagające ogarnięcia. Nierzadko okazuje się, że trzeba z czymś zaczekać, bo czegoś nie ma i trzeba zamówić, albo trzeba samemu coś wywiercić lub przyczepić.
W tym tygodniu miały przyjść butle z argonem, więc nastąpiła wielka mobilizacja studentów, żeby wszyscy nauczyli się, jak (w naszym żargonie) "postawić linię"/"zmontować układ". Jeśli ktoś jeszcze nie wie, jak wygląda linia Schlenka (żargonowo "układ") i cała instalacja do pracy pod argonem, odsyłam do serii Piwnicy od Kuchni. Ta wiedza przyda się Wam do zrozumienia elementów dzisiejszej historii.
Oczywiście nasze Studencie (które pierwszy raz pojawiło się w odcinku o głupawce) przyszło, pod moim czujnym okiem sprawnie samo powiesiło, połączyło rureczki i do 15:30 skończyłyśmy. Nic poza tym nie było w planach, więc Studencie została oddelegowana do domu, ja oczywiście jako gamoń nie wzięłam obiadu z domu i też w sumie bym się zerwała, ale studenci mieli przyjść koło 16:00 postawić swoją studencką linię...
Prawda jest taka, że Szefuńcio lubi gadać za dużo, rozpraszać się za dużo i od około 5 lat już nie pracuje w labie ze studentami (myśmy przejęli na swoje barki edukację narybku).
Dodajmy do tego grasującego w labie hipopotama i mamy materiał na Piwnicę.
No to kilkanaście metrów węża za 5 stów poszłooooooooo~. Studencki układ na bogato.
Niezły początek, nie? 😜
HIPO NA DYWANIK, JUŻ!
Nie to, że obwiniam studentów, zachowali się jak typowi studenci - żal mi tylko, że pewnie będę musiała z mojego grantu wybulić 5 stów na kolejną paczkę węża, bo 1,5 m nie wystarczy na podłączenie wszystkich linii do butli z gazem... *internal screaming*
Do następnego!
A.
Wunsze w labie
Co za tydzień!
Wrzesień to wbrew pozorom jest bardzo intensywny okres w życiu uniwersyteckim - sesja poprawkowa, obrony prac dyplomowych, składanie raportów, wniosków o stypendium.
Dla mnie tegoroczny wrzesień to jednak wyczekiwany koniec bolączki i stawianie labu na nowo (niczym wczesna Gwiazdka).
Niemniej - meble przybyły, już się rozpakowaliśmy (przynajmniej można już przejść od drzwi do okna w spokoju), a to tylko początek, bo jeszcze trzeba zamówić butle z gazami, zrobić wielkie zakupy rzeczy pierdolastych, acz przydatnych i zmontować wszystkie linie Schlenka, rureczki, przewody.
Czeka nas jeszcze trochę pracy, ale już widzę to światełko, i jestem bardziej optymistycznie nastawiona.
Wracam do ogarniania papierów.
Optymistycznie - do następnego!
A.
Optymistycznie w końcu!
Dzisiaj szybcik narysowany na konferencji.
W roli głównej - najgorsze krzesła na jakich mi się siedziało. Nie można się zdecydować, co bardziej boli siedząc na nich.
Czasami były takie wykłady, które miały w sobie 99% syntezy organicznej i jedyne co łączyło je z metaloorganą to od czasu do czasu jakiś katalizator w pindzisiątym etapie syntezy. Z czasem przestałam się przejmować, że nie nadążam za tokiem myślenia osoby prezentującej.
Poznałam parę fajnych osób, zobaczyłam kawał świata i odpoczęłam choć na chwilę od tego całego szitu dnia powszedniego. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo tego potrzebowałam. Teraz jak już mamy meble w labie, to się urządzimy w ciągu najbliższych 2 tygodni i wrócę do laborzenia na całego. Nie mogę się doczekać!
Niestety moje ryło jest tak nieprzyzwoicie niefotogeniczne, że żadnych zdjęć nie będzie. Za to mam fajny widoczek z okna: